środa, 17 grudnia 2014

Rozdział 20


Pan Marano wyszedł z samochodu chwiejnym krokiem. Był strasznie niewyraźny.
- Witrrr... -zaczął. - Wityyyyyy
- Wita... - podpowiedział Riker.
- Ehh no własssnie... Witaaa - spity ojciec Lau i Van podrapał się po głowie i usiadł na krawężniku. - Witaaan.. Witam! Oooo Witam!!
- Dzień dobry tato!- uśmiechnęła się Vanessa. - I co tam u babci?
- Jessss... Jesszzzz.. Stra... Stracznie.. Zem... Zmączo... na...
- Zmączona powiadasz? - dopowiedziała Laura.
- Tiaak.. Zmączona... Ja też! Idte się połozz... połozz...z zzz... legnąć...
- To ja ci może... - zaczęła Van.
- Tnie!!! Jesszczee stobą nieee skonn... czczyłem! - Pan Marano wskazał palcem na Ross'a chowającego się za Elington'em. - Ryszszardzie!! Rysiu!! Ryśku! Rysiuniu! Słońce ty moje! Ryszuczku! Nawfet nie wiesz jaką mi radtość sprawww.. .fiłeś tym, że chocisz z Laurom... Siedze sobie z bratem.. a on do mmmnie Chłopaak twojej córki jeszt słaawny... I tak sobie myszlę, że zapewniszz jej dobrobyt.. a mi kupisz włosskie wfino Hianti...  - powiedział uśmiechnięty i poczłapał w stronę domu. Ross stał w tym samym miejscu z gałami na wierzchu. Po chwili ocknął się:
- Ryszard?! R - O - S - S to serio tak trudno zapamiętać? - Lynchowie i siostry Marano przekroczyli próg. Wszyscy stanęli jak wyryci. W domu panował istny chaos. Wszystkie rzeczy z szaf powyrzucane były na ziemię. Szuflady połamane. Podłoga popisana mazakiem, kwiaty porozrzucane po całym pokoju. Rydel poszła do kuchni. To co tam zastała prawie zwaliło ją z nóg. Talerze leżały na całej ziemi, zlew był zatkany szkłem, śmieci wysypane na stół. Istny koszmar.
- Dzwonić po Antka!! - zarządziła Rydel. Po 10 minutach zjawił się policjant.
- Melduje się Anth... - zaczął swoją gatkę, gdy tylko Riker uchylił drzwi.
- Wiem! - przerwał mu blondyn. - Właź i rozpocznij śledztwo. Chcę wiedzieć kto to zrobił i ile nam za to zapłaci. - policjant przekroczył próg i padł na kolana. Chodząc na czworaka przyłożył nos do podłogi i zaczął węszyć. Grupa przyjaciół przyglądała się temu z niemałą ciekawością. Po 15 minutach bezsensownego węszenia Anthony'ego cała szóstka przysnęła na kanapie. Po kolejnych 20 minutach obudził ich krzyk Antka:- Wiedziałem! Tak! Widzisz tato?! Nadaje się na policjanta!! HaHa!! - Riker pobiegł do kuchni.
- Kurde człowieku! - krzyknął. - Wiesz kto to zrobił czy nie? Twój ojciec mnie nic a nic nie obchodzi!!
- Obrażasz policjanta na służbie? - Anthony już całkiem się opanował i spojrzał znacząco na Riker'a.
- Może.. - odparł blondyn.
- To podlega pod sąd karny..
- To mnie skuj ty...
- Stop! - Van wtargnęła do kuchni. - Do jasnej cholery mam was dość! Drzecie się jak opętani, nikt nie wie o co. Nawet wy nie wiecie! Starczył mi widok mojego spitego ojca, który mówił, że lubi Ross'a... Starczy wrażeń na jeden dzień. Więc przydupasy jedne zamknąć się, rozwiązać zagadkę i pozwolić mi spać! Stres źle na mnie działa... - wyszła z pokoju.
- Kto to zrobił? - dodał szeptem Riker.
- Ruda kobieta... Tylko tyle wiem. - odparł Antek. - Znalazłem rudego włosa, zaczepionego  o kawałek szkła.
- Hmm... - mruknął Rik. - Moje zdolności deduktanda, pozwalają mi stwierdzić, iż była to Marie!
- Że yyy kto?
- Marie, Marie Clearfirth... - Anthony wybiegł z domu Lynch'ów jak oparzony. Riker tylko wzruszył ramionami i poszedł do reszty. Zaczął klaskać, ale nikt nie wstawał. Wtedy zauważył, że wszyscy mają słuchawki na uszach. Domyślał się, ze to sprawka Van, której krzyki przeszkadzaja bardziej niż cokolwiek innego. Blondyn postanowił wymyślić jakiś wyjątkowy i oryginalny sposób obudzenia ich. Woda oklepana, pieprz też... Nagle olśniło ten jego ścisły móżdżek.
- Talerze! - powiedział sam do siebie i pobiegł do piwnicy, by wśród instrumentów odnaleźć talerze. W końcu znalazł je pod starą pizzą Rocky'ego. Z tryumfalnym uśmieszkiem podążył z powrotem do pokoju. Stanął za kanapą, odchrząknął, zanucił sopranem "Lalala", pociągnął nosem, zamknął oczy, wyciągnął ręce i walnął talerzami. Wszyscy gwałtownie spadli z kanapy. Utrzymała się tylko Laura. Riker poczuł na sobie 5 zabijających spojrzeń. Ellington podszedł do niego z zamiarem wyprostowania mu nosa, ale ten powstrzymał go dłonią.
- Zanim mi wpierdzielisz... - rzekł. - To wiedz, że to Marie. Moje zdolności deduktanckie pomogły mi to wydedukować. - poinformował wszystkich z dumą.
- Zdolności deduktanckie? - powtórzyła Delly. Jej brat kiwnął głową. Blondynka dalej patrzyła mu w oczy.
- No dobra... - blondynek skapitulował. - Antek znalazł rudy włos.
- Jej! - Ross aż podskoczył z radości. - Czyli mamy winnego.
- Co cię tak bawi? - zapytała Laura.
- Nie wiem... - odparł Blondasek. - Coś mi odwala...
- Widzę właśnie... - zapewniła go brunetka.
- Przyjaciele! - zapowiedział Riker. - Kierunek: Dom Marie.
- Nie chce mi się... - mruknęła Van.
- To zostań Słońce ty moje! Ross! Rusz dupe! My dwoje wystarczymy! - Ross zgodził się chętnie. Gdy dotarli do domu Marie oniemieli. Przed drzwiami stał pewien samochód... Samochód taki sam jak... dyrektora banku w L.A. Faceta po pięćdziesiątce, z łysym łbem, dużym brzuchem i kieszeniami wypełnionymi kasą. Bracia mieli tą przyjemność, że gdy oglądali auto, z domu Marie wyszedł jego właściciel wraz z rudzielcem. Marie pomachała mu i krzyknęła:
- Pa tatusiu! - po chwili zauważyła przypatrujących się wszystkiemu braci. - Czego małpy?
- Policję... Lubisz? - zapytał Ross.
- A wy? - dwaj blondyni usłyszeli głos dobiegający zza pleców. Ujrzeli dwóch  goryli w mundurach.
- Państwo pójdą z nami.. - powiedział jeden z nich. Po chwili oboje siedzieli na tylnym siedzeniu radiowozu i rozpaczali...

Czemu tak późno? Wszystko przez historię...
Czemu taki nudny? Wszystko przez historie...
Ale warto było się uczyć 1,5 godziny :D

7 komentarzy:

  1. Taa...zwal na historię. Jasne. (Racja. Historia to zło :P)
    Czemu? Czemu policja? Przecież oni nic nie zrobili! To ta ruda małpa przecież że!!!
    Kongo w domu, pan Marano na kacu (pominę to, że musiał se znowu trochę wypić skoro gadał, jak...yyy...).
    Zdolności deduktanckie? Co? Za dużo polskiego co? Albo udzielił ci się nastrój Sherlocka Holmesa. :) Tak, czy siak...gratuluję. Stworzyłaś neologizm ;)
    Dyrektor banku? Marie - ruda małpa, jędza. I co? I ona nie zostanie ukarana za ten akt wandalizmu?! Świat jest niesprawiedliwy.
    Nie mam dzisiaj nastroju na komentowanie także musisz nacieszyć się...tym...czymś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zdecydowanie przez Sherlocka. Wiesz że ja jako jedna z niewielu się na polskim udzielałam? A Wera spała XD do tego Jasiu Walia pytaniami z Wos-a... Było dziwnie...

      Usuń
  2. Pomimo iż po przeczytaniu wypowiedzi pana Marano sama zaczęłam majaczyć jakieś bzdety to rozdzieł świetny! Ten Antek i jego śledztwo... WYobrazić sobie takie zajście i już masz uśmiech na twarzy. Rozdział nie był nudny. Był ciekawy i w niektórych momentach rozbrajający. Czekam ciekawie na nextai pędze pisać majne rozdziały, bo moje koleżanki mają ochote mi dać kopala w dupala... A ostatnio to bolało!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i niech dołączą kopniaka ode mnie! Ciągle zerkam do ciebie i zerkam w nadziei że cos się pojawiło, a tu nic :/

      Usuń
  3. Ło żesz ty O.O jaki wyczepisty rozdział, ciekawe czy tata dziewczyn będzie już tolerował Rossa i się weźmie za Rikusia, czy zapomni o tym i dalej będzie jak struś pędziwiatr pędził z grabiami. Tak by the way to chciałam spróbować swoich sił i piszę One-Shota. Chciałam go wysłać do kilku blogerek, których blogi kocham i zapytać co i nim sądzą. Jesteś jedną z nich. Nie miałabyś nic przeciwko, gdybym (po skończeniu oczywiście) Ci go wysłała? O ile gdzieś tu jest twój email. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chętnie przeczytam twojego One Shota ;)

    OdpowiedzUsuń