sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 14

Od ostatnich wydarzeń minął tydzień. Ani Delly, ani Ratliff nie wspominali tego co się wydarzyło. Rydel żyła tylko tym, by ściągnąć brata do domu. Nie myślała o niczym innym. Ellington widział jak ona cierpi ale nie potrafił pomóc. Chciał, ale nie wiedział jak... Ich codzienne relacje ograniczyły się do "dialogu" :
- Hej.
- Cześć.
- Co tam u ciebie?
- Wszystko dobrze, a u ciebie?
- Też.
- To pa.
- Pa.
W końcu nastał dzień przyjazdu Rocky'ego. Rydel była strasznie podekscytowany, a zarazem zdenerwowana. Wstała już o 8 i zajęła się śniadaniem. Małpy zeszły żeby zjeść, a potem cała trójka poszła do domu Zdziry.  Ku ich zadowoleniu otworzył im Rocky.
- Nie, nie... Wszyscy tylko nie wy..
- Miłe powitanie, braciszku.. - powiedział Ross.
- Przecież wiemm... - mruknął brunet.
- Rocky wróć do domu. - poprosiła Rydel.
- Nie.
- Rocky wróć...
- Nie Rydel! Nie jestem już tym samym Rocky'm.
- Jak to nie?! - krzyknęła blondynka. - Jesteś moim, naszym bratem rozumiesz? Jesteś Lynch'em.
- Albo sam wrócisz do domu, albo osobiście cię tam zawlokę kretynie! - zagroził Rik. Rocky szybko zatrzasnął drzwi.
- Idiota.. - mruknął Blondasek. - To nie ma sensu wrócimy tu jutro. - wszyscy zgodnie kiwnęli głowami.
- Skoczmy jeszcze po małe zakupy, bo lodówka jest prawie pusta. - powiedziała Delly. We trójkę udali się do.. Biedronki ;). Pomijając fakt, że Ross zapakował pół koszyka żelków miśków, a Rik  ¼ koszyka załadował kaszkami dla dwulatków, zabrali jeszcze masło orzechowe, nutelle, chleb, świeże truskawki i lody śmietankowe na patyku.  Wychodząc Rik zauważył coś ciekawego.
- EJ patrzcie Zdzira Rocky'ego!
- Co gdzie?! - zapytali razem Rydel i Ross.
- Tam! - pokazał palcem. - I całuje się z jakimś... Blondynem?
- Co za chamidło! Już ja jej pokaże!
- Rydel stój! - zatrzymał ją blondyn, a ona zaczęła się wyrywać.
- Zróbmy jej zdjęcie.. - podsunął Ross.  Rodzeństwo spojrzało na niego jak na idiotę.
- No co? - zapytał.
- Nic.. - odpowiedziała blondynka i wyjęła komórkę, żeby zrobić zdjęcie.
- Po prostu, chyba po raz pierwszy powiedziałeś coś bardziej inteligentnego niż ty sam.. - powiedział po chwili Riker.
- Dzięki Antylopo..
- A proszę cię bardzo.
- Ale i tak masz wpierdziel...
- Antylopy i Łosie trochę powagi! Idziemy po Rocky'ego.. I tym razem wyczuwam tryumf.. - uśmiechnięci poszli pod dom  Marie. Długo dzwonili, aż w końcu otworzył Rocky.
- Dzwonie na polocję..- zagroził.
- Nie trzeba. - uspokiła go Delly. - Spójrz na to. - podała mu telefon.
- Czy to..? Czy... To Marie?
- Tak... - Rydel zobaczyła rozpacz w jego oczach..  Teraz widziała jak mu na niej zależało. A ona potraktowala go jak śmiecia.
- Jesteście pewni?? - brunetowi załamywał się głos.
- Widzieliśmy to na własne oczy...
- Dajcie mi chwilę.. - poprosił Rocky i zniknął w drzwiach. Wrócił po dziesięciu minutach z torbą na ramieniu.
- Chyba pora wrócić do domu. - uśmiechnął się. Delly przytuliła się do brata. Po chwili przytulali się we czwórkę.
- A to co ma znaczyć?! - przerwała im Marie. Rydel pokazała jej zdjęcie.
- To F...fotomontaż... Rocky skarbie! Wierzysz im?!
- Teraz już tak. Jesteś pwrfidną, wyrachowaną małpą Marie. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Chodźcie do domu. - szczęśliwi poszli do domu.
- To co balanga? - zapytał Ross.
- Czemu nie.. - uśmiechnął się leciutko Rocky. - IDE się rozpakować.
- A w morde chcesz? - zapytała Rydel, gdy Rocky zniknął.
- Co? Za co?
- Ty nie widzisz, że on na prawdę ją kochał? On to tak przeżywa, a ty z balangą wyjeżdżasz.
- Przecież się zgodził.. - Blondasek był zdezorientowany. Delly pacnęła się r3ką w łeb. Uszłyszel krzyk Rocky'ego. Brunet momentalnie zjawił się na dole i chwycił Ross'a za koszulę.
- EJ, o co chodzi? - zapytała Delly.
- Ten tu o... - wskazał podbródkiem na Blondaska. - napisał na mojej ścianie różową farbą " Rocky tańczy makarenę co rano w różowej bieliźnie i staniku Rydel."!!!
- Aha.. To nie przeszkadzam. - powiedziała blondynka i poszła do salonu.
- Rydel!! Nie zostawiaj mnie samego! Błagam... - krzyczał Ross.
- Drogi braciszku.. Pomóc ci w dokonaniu zemsty? - zapytał nie odzywający się do tąd Rik.
- Przynieś słoik smalcu od pani Doubglir. Ta miła staruszka na pewno użyczy nam troche tego szlachetnego wyrobu. Potem przynieś pierze z poduszki Ross'a, twoje zużyte skarpetki i banana. - po piętnastu minutach Riker przyniósł wszystko o co prosił go brat. Ross został przywiązany do krzesła i mimo jego szamotania się przyozdobiono go. Wpierw Rocky wysmarował mu twarz smalcem, potem przykleja do niej pierz. Następnie rozgniótl banana i wtarł w bujną grzywę Blondaska i na końcu wziął skarpetkę Rik'a rozciął ją wzdłuż i wykorzystał jako szalik dla Ross'iaka. Po skończonym dziele zrobił zdjęcie i wysłał do Rik'a Laury, Van, Rydel, Ell'a i rodziców Marano. Delly po przetrwaniu pół godzinnego ataku śmiechu odwiązała brata. Po chwili na dół zszedł Rocky. Dostał SMS-a od taty Marano;

Kimkolwiek jesteś, wiedz, że cię lubię. :3

Zadzwonił dzwonek. Rocky pobiegł otworzyć. W drzwiach stała Marie.
- Rocky... Ja. Ja... Jestem w ciąży.. - powiedziała na jednym tchu.
- Żżże.. Coo???

środa, 26 listopada 2014

Rozdział 13

TY TO DOPIERO JESTEŚ SKOŃCZONYM IDIOTĄ..

- Lynch! Dlaczego gwałcisz moją córkę do cholery?! - zaczęła krzyczeć matka Van. - A ja już myślałam, że cię polubię... Miałam już cień nadziei, który narastał. Ale teraz ty grzybie wszystko zniszczyłeś. Wypierdalaj!
- Ależ proszę panią... - zaczął się tłumaczyć Rik. - To był...
- Kochani jestem! - cała trójka usłyszała głos taty Marano.
- Teraz to się doigrałeś... - mruknęła złowieszczo i wyszła. Rik w ułamku sekundy znalazł się przy balkonie. Znalazł się na barierce. Miał zamiar zejść po szybciej podstawionej drabinie, ale ku jego rozpaczy drabina przewróciła sie i plackiem spoczywała na ziemi. Blondyn cicho przeklął.
- Van, kupiłem ci... - do pokoju wszedł tata Marano. Spojrzał na Rik'a, a tabletki wypadły mu z rąk. - Ty, ty... Ty... Wredny, tchórzliwy, cuchnący.... Ty... Gadzie Niemyty... Ty pomyłko filozoficzna.... Ty Łosiu Pieprzony... ty błaźnie pospolity... Niewdzięczniku... Małpolludzie... Żałosna imitacjo człowieka...
- Em, może pan już skończyć mnie obrażać i przejdziemy do sceny z grabiami? Ta barierka trochę mnie uwiera... - przerwał Rik.
- Nie przerywaj  mi gówniarzu! Ty Cepie... ty klaunie... Ty idioto kompletny... Grzybie marynowany! Robaku przegnity.... ty... skończyły mi się pomysły... - powiedział i podbiegł do Rik'a. Siłą ściągnął go z barierki. Blondyn wyrywał się, ale to niestetty nic nie dało. Pan Marano przygwoździł go do ściany.
- A teraz... - zaczął. - Przywitaj się proszę Lynch'u drogi z moją przyjaciółką Gieńką. - powiedział i pokazał mu prawą pięsć. - ... i przyjacielem Zdzichem... - dokończył ukazując lewą pieść.
- Chwileczkę! - przerwała Van. - Tato, czy to nie była Gieńcia i Władek?
- Co?? Ależ nie, no gdzie no Vanka... - powiedział obracając się do córki. - A teraz pozwól, że wróce do mojej ulubionej czynności... - odwrócił sie z powrotem do Riker'a... Ale go juz tam nie było. Korzystając z okazji, gdy oprawca zjmował się córką, osuwając się po ścianie, wyminął pana Marano i na czworaka dotarł do drzwi. Wstał i otworzył je na oścież. Zdumiony ojciec Van spojrzał na blondyna.
- A teraz moi drodzy... Zapamiętajcie ten dzień, kiedy prawie udało wam się schwytać Sexownego Kapitana Riker'a Lyncha! - zawołał i zniknął.Vanessa uśmiechnęła się do siebie.
- Muszę sobie sprawić podręczny toporek... - mruknał pan Marano i wyszedł z pokoju.

♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪

Pan Kapitan Sexowny dotarł do domu.
- No siema ludzie! - zawołal od progu. - Tak, tak to ja... Kapitan Sexowny Riker Lynch.. Nie, nie dzisiaj nie musicie mi bić pokłonów. Mam dobry humor i nikogo nie zlinczuje! - bełkotał na cały dom. Dotarł do kuchni.
- Hej ptaszki! - uśmiechnął sie widząc Rydel i Ell'a rozmawiających w najlepsze. - Gdzie Ross?
- Na górze z Laurą. - odpowiedział Ell. Oboje popatrzyli na blondyna, jakby na coś czekając.
- Co? - zapytał Rik.
- Gówno... Spierdalaj na górę... Ross cię wołał! - powiedziała Ryd.
- Ale ja nic nie słysz.... Aaaaa spk. - mrugnął do blondynki, a ta tylko się uśmiechnęła.
- Myślałem, że już nigdy sobie nie pójdzie... - odpowiedział cicho Ell.
- A chciałeś, żeby sobie poszedł? - zapytała Delly.
- Ehm.. No ten, bo ja.... - zaczął kłopotliwie się uśmiechać i świdrować oczami po całym pomieszczeniu. Rydel nie mogła doczekać się jego odpowiedzi. Czuła motylki w brzuchu.. Sekundę.. Motylki? Przecież motylki czujesz zazwyczaj, gdy całujesz ukochanego.. A tu prosze.. Najwyraźniej zakochała się na zabój, a każde słowo Ellingtona, związane z ich bliskoscią, wywołuje owady...
- E ja... Bałem sie, że będzie chciał wypić moją kawę.. - odpowiedział w końcu.
- Aha. - Rydel odrobinkę posmutniała.
- Hej? Coś nie tak? - zapytał brunet.
- Wszystko w najlepszym porządku... - wyszeptała i spojrzała w jego piękne, duże, śmiejące się paczałki. Trwali tak, spoglądając na siebie. Byli corasz to bliżej. Ich oddechy mieszały się. Stykali się nosami. Oczy Ellingtona tonęły w czekoadowej otchłani oczu Delly. Wreszcie..................................................................................................................................................................................................................................................................................................
Brunet musnął leciutko wargi Delly, a ta natychmiast się uśmiechnęła. Ellington, widząc jej zadowolenie, znów to zrobił, ale tym razem śmielej. Było tak idealnie... Przerwał im telefon Ell'a.
- Czego Cholerniku? - wykrzyczał do słuchawki. - Ooo cześć ciociu... Co ja? Żle sie odzywam? Gdzie tam... Myślałem, że to ktoś inny.. Bo... Aha... - włożył telefon do kieszeni.
- Co jest? - zapytała zarumieniona Delly.
- Moja ciocia dzwoniła z telefonu kuzyna, powiedziałem, co powiedziałem.. Ciocia zadzwoni do matki i będę miał kazanie na temat złych słówek.. -powiedział z ironią.
- Mam się czuć winna? - zapytała cicho blondynka.
- Ty? Ty nigdy nie jesteś winna... - odpowiedział i zblizył się do niej, z zamiarem wznowienia pocałunku. Usłyszeli kroki na schodach. Blondynka spojrzała na niego pytająco.
- A w dupie to mam! - powiedział i wpił się w usta Delly.
- EJ to mój tekst. - przypomniała Laura, wchodząc do kuchni razem z Ross'em.
- No pewnie... - zaczął Blondasek. - Wy się całujecie, a nadal nie wiemy jak Rocky'ego ściągnąć do domu. - Rydel szybko odepchnęła Ell'a.
- Masz racje.. - odpowiedziała. - Trzeba zająć się Rocky'm. Przepraszam Ell...
- Co? Za co ty... - zaczął, ale nie skończył. Znów zadzwonił jego telefon. - Tak?
- Ellingtonie! Natychmiast do domu! - usłyszeli krzyk jakieś kobiety.
- Zaraz będę.. - powiedział i rozłączył się. - Muszę już iść. Delly.. Pogadamy jutro.
- Odprowadzę cię.. - zaproponował Ross. Oboje wyszli. Rydel zaczęła walić głową o kuchenny blat.
- Co się z tobą dzieje Delly? - zapytała zszokowana Laura.
- A to że jestem potworem rozumiesz? Zamiast myśleć o tym jak ściągnąć brata do domu, rzucam się w ramiona facetowi, który częściowo miał winę w wyprowadzce Rocky'ego..
- I?
- I? Nie rozumiesz? A co jeśli Ell jest tylko pocieszeniem, po Rocky'm. Jeśli całowałam się z Ell'em, dlatego aby czuć się znów potrzebną.. Może po prostu chciałam zamurować pustkę po bracie, a Ell od początku był tylko i wyłącznie moim zauroczeniem..
- Coś nie sadze.. - odpowiedziała Lau.
- Muszę to przemyśleć.. - blondynka udała się do swojego pokoju, a Laura poszła do domu.

♦Rozmowa Ell'a i Ross'a♦
- I co tam? - zapytał Blondasek.
- Nic, a co ma być?
- Migdaliłeś się z moją siostrą, pamiętasz?
- Co?? A to.. Tak, tak. Ale nie wiem czy to nie był błąd..
- Że kurna co? - wykrzyknął Ross.
- Ona... Wydawało mi się, że ona się waha. No i potem jeszcze wspomniałeś o Rocky'm. Myślę, że ona potrzebuje teraz przede wszystkim wsparcia braci. - Ross spojrzał na niego jak na idiotę.
- Ty to dopiero jesteś skończonym idiotą.. - powiedział i oddalił się.
- Co? - zapytał Ell sam siebie. Wzruszył ramionami i poszedł do domu.

♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♪♪

Rydel siedziała na łóżku i skubała stokrotkę wyliczając:
- Kocha, nie kocha, kocha, nie kocha... - właśnie.. - myślała. Czy on kocha, czy ja kocham? A może to tylko młodzieńczy wybryk..

Rozdział w końcu skończony :D Pozwoliłam sobie wykorzystać pomysł Lovely Rosser : Lynch! Dlaczego gwałcisz moją córkę do cholery?!. Za podsunięcie wersu serdecznie dziękuje :*

sobota, 22 listopada 2014

Powracam w nowej odsłonie ;)

Tak, to znów ja. Tym razem bez rozdziała.. Ale z nowym blogiem. Ala za pewne przeczuwała, że to się stanie. Wykraczam poza świat normalny i wkraczam w świat tajemniczy, mroczny.. Wampirzy. Bloga założyłam głównie po to, żeby mieć gdzie pisać te moje dyrdymały. A jeśli się wam spodoba zapraszamy do komentowania. Będzie mi bardzo miło :*  wiecznieszczesliwichcielibysmy.blogspot.com
No i to chyba tyle. Do środy!

ROZDZIAŁ 12

Ross won! 
- Witam. - powiedział policjant z dziwnym uśmieszkiem. Był nie wiele wyższy od Rik'a, chudy jak sztacheta za płotem, zielone oczy, brązowe gęste loczki. Ubrany w tradacyjny mundur i co dziwniejsze u boku miał tylko pałkę i kajdanki.. Bez pistoletu, czy krótkofalówki. Ell zaczął się gorliwie zastanawiać czy ów funkcjonariusz jest taką ciapą i zgubił strzelbę, a może Rik mu ją zwinął...
- Dzień dobry. - odpowiedziała grzecznie Delly. - Co się stało?
- Złapałem tego tu opryszka, który próbował okraść państwa dom. - powiedział z dumą. Ross z trudem ukrywał śmiech.
- Niekoniecznie.. - odpadła z uśmiechem Rydel.
- Koniecznie, koniecznie, droga obywatelko Stanów Zjednoczonych Ameryki. - Ross nie wytrzymał i wybuchł śmiechem.
- Przepraszam.. Brat jest chory.. - wytłumaczyła Delly. - Rossi idź się połoz, Ellingtonek zaraz przyjdzie ci przeczytać bajeczke o Muminkach dobrze? A Delluś zrobi piciu w buteleczkę i mały Rossuś pójdzie aśku. - Ross, Ell, Laura, Rik i przybyły policjant spojrzeli na nią jak na wariatkę.


 - Ross won! - syknęła. Na szczęście Blondasek zrozumiał i polazł na górę.
- A więc jak już mówiłem złapałem tego tu włamywacza, który wyskakiwał z okna na piętrze. Po przeszukaniu znalazłem ten oto naszyjnik.
- Naszyjnik był dla Vanessy! - wyjaśnił Rik. Dostał za to w łeb od policjanta.
- I ciągle mi tą bajkę wciska... Że szedł do dziewczyny przez okno, bo gdyby wyszedł drzwiami to siostra czyli pani tak? ...by zauważyła i się wściekła, bo w pokoju zostawił straszny syf, do tego musi wymyślić jakiś plan, żeby Rocky'ego ściągnąć do domu.. I myśli, że ja Anthony Jeremy Jackson Harley Dominick von Junginder  III Junior się na to nabiorę. Otóż nie... Mój pradziadek był policjantem, mój ojciec był policjantem, moja babcia  była policjantka, a matka więźniarką. Los naszej rodziny związany jest z prawem... A było to tak... - i tu jak za pewne się domyślacie, nasz sławny policjant Antek przytoczył historię całego swojego rodu. Tak był zajęty opowiadaniem, że nawet nie zauważył, kiedy Rik wyśliznął się z jego uścisku i pognał do domu swojej dziewczyny. Tym samym skazał rodzeństwo i Laurę na 4- godzinną historię von Junginderów. Skończyło się na tym, że Laura zasnęła rozłożona na schodach, a Rydel wtulona w chrapiącego Ell'a wraz z nim podpierała ściany. Wreszcie, gdy drogi funkcjonariusz przechodził do wojny secesyjnej, podczas której walczył stryjeczny brat szwagra drugiego męża pra pra pra pra babki Junginderówny zadzwonił zbawienny telefon Antka.
- Tak? Mówi Anthony Jeremy Jackson Harley Dominick von Junginder  III Junior Funkcjonariusz Policji Miejskiej Los Angeles Stanów Zjednoczonych Ameryki.
- Anth po cholerę się tak przedstawiasz? Mówiłem ci to nie potrzebne... - dało się słyszeć niski głos. W wyobrażeniu w pół żywej Delly, po drugiej stronie siedział drobny facet z długą siwą brodą i mega okularami. - Mniejsza o to. W dzielnicy senioralnej kot utknął na drzewie. Twoja misja na dziś to Uratuj Kotka.
- Tak jest! - wykrzyknął policjant i się rozłączył. Zwrócił się do zasypanej trójki. - Los Angeles mnie wzywa. Ale nie martwcie się, dobrzy Obywatele Stanów Zjednoczonych Ameryki. Gdy tylko zajdzie taka potrzeba, pomoge wam z wielką radością. Do widzenia!
- Do widzenia! - odpowiedziała Delly i szybko zatrzasnęła drzwi za p. Antkiem. - Rik + Moje Ręce = Trup!!!
-Delluś kawy? - zapytał Ell.
- Co? Ja? Delluś.... Tak, pewnie! - uśmiechnęła się.
- EJ! Zakochańce! Ja też tu jestem! - obudziła się Lau.
- Ah no fakt... Kawy Lau? - przypomniał sobie Ell. Delly w tym czasie próbowała pozbyć się rumieńca, który zyskała dzięki zawołaniu "Zakochańce!".
-Dzięki, że o mnie pamiętasz Ellingtonie!
- Zawsze do usług. - polecił się Ell i pomaszerował do kuchni.

♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪

- Misiek co do jasnej ciasnej tu robisz? - wykrzyknęła zdumiona Van.
- W tej chwili? Siedze sobie na obręczy balkonu, do tego nie mogę z niej zejść, bo zaxzepiłem spodniami. A na dodatek barierka wżyna mi się w... Klejnoty... - dodał troszkę ciszej. Van pomogła Rik'owi wejść do środka. Blondyn pobiegł do łazienki. Po chwili Van usłyszała brzęk metalu, i trysk wody. Wparowała do środka. Riker stał mokry w wannie, w ręku miał pół rury, a na twarzy wymalowany szok.
- Emmm chcę wiedzieć co tu się stało? - blondyn przecząco potrząsnął głową. - Posprzątaj! - rzuciła Ness i wyszła. Po pół godziny doszedł do niej nadal mokry Rik.
- No hej Słońce! - uśmiechnął się szarmancko. - Co robimy?
- Hmmmm ty nie waz się siadać na krzesło czy łóżko, bo jesteś cały mokry. To po pierwsze, po drugie myśl jak ściągnąć Rocky'ego do domu.
- Może upieczemy mu ciasteczka i powiemy mu o tym. Kiedy przyjdzie złapiemy go i uwięzimy w pokoju na całą wieczność! Buahahahaha!!! - uśmiechnął się szatańsko.
- Weź już nie myśl, bo się zmęczysz..
- Vanka! - usłyszeli głos taty Marano.
- Tak?! - w tej chwili dobiegły ich odgłosy kroków na schodach. - Pod łóżko Rik! juz! - pisnęła ciszej. Riker szybko wgramolił się od łóżko.
- Van przyniosłem dla ciebie odświeżacz powietrza. Cuchnie tu Lynch'ami.. - powiedział tata wchodząc do pokoju. Zaczął dziwnie przypatrywać się podłodze.
- Ja nic nie czuje.. - szepnął Rik.
- Ależ Skarbie! Jeśli masz problemy z siusianiem wystarczyła tylko powiedzieć... Kupimy ci tabletki. - powiedział zachęcająci.
- Co.. Ja nie.. - zaczęła zdziwiona Vanessa.
- Nie ma się czego wstydzić...
- Ale ja nie mam żadnych...
- Jade do apteki.
- Ale tato nie m...
- Spokojnie. Nikomu nie powiem. - rzucił wychodząc z pokoju.
- Nie wiedziałem, że masz problem z utrzymaniem moczu. - powiedział chichrając się Rik. Po chwili wygramolił się z pod łóżka. Van spojrzała na niego nienawistnym spojrzeniem.
- Ty tłumoku! - zaczęła. - Cholero jedna wycieraj te ślady! Gdyby nie twoja zabawa z wanną tata nie miałby mnie za dziewczynkę potrzebującą pampersa!!
- Oj przepraszam Słonko! - puścił jej buziaka w powietrzu, a ona wytknęła na niego język. - Mam coś dla ciebie...
- Nie, nie lubie jabłek.. - mruknęła.
- Ja też nie. Już nie... - chłopak przypomniał sobie incydent z Delly i ogryzkiem. Szybko wyjął z kieszeni naszyjnik. Vanessa oniemiała..
- Aaaaaaaa kocham cię! - powiedziała rzucając się na niego. Rik stracił równowagę i oboje wylądowali na podłodze. Wtargnęła mama Marano...

 Przepraszam was ze taki banalny, ale chwilowo wena ze mnie uszła.. :(

środa, 19 listopada 2014

ROZDZIAŁ 11

> Ale Delly nie ma zamiaru słuchać kogoś takiego jak on<

- Skarby!!- dziewczyny zerwały się z miejsc.
- Vanka! Laurunia! - o nie! To mama Marano.
- Cholera...- syknęła zaspana Van.- rodzice... Lau ja ich jakoś zatrzymam. Ty wyprowadź krasnali przez okno!
- Ok.. - Van pobiegła do rodziców. Rzuciła się im na szyje i długo, na prawdę długo, nie puszczała. Tym czasem Rik i Laura próbowali udźwignąć śpiącego Ross'a. Wzięli go pod pachy i byli już prawie przy oknie. Niestety Laura potknęła się i wylądowała na ziemi a na niej Ross. Ojciec Marano wyrwał się z uścisku córki i pobiegł na miejsce hałasu.
- Lynch...- powiedział sztywno. Ross natychmiast się wybudził i stanął obok Riker'a.
- Ross Lynch.- poprawił go Blondasek z uśmiechem.- Miło mi pana znów zobaczyć.. Co tam w Europie? Pogoda sprzyja?
- Kochanie...- zaczął pan Marano. Mama dziewczyn podała mężowi nowiutkie, lśniące grabie.
- Oooo! - zawołał Rik.- Widzę, że nowy sprzęt pan sobie sprawił. Bardzo ładny. Ile cali? Jaka marka?
- No wiesz to bardzo drogie caculko. 152 cale, firmy McGretch. Światowy klasyk, można powiedzieć...
- I to wszystko dla tyłka Ross'a?
- Nnniepottrzebnie zadawał sobie pan tyle trudu.   Naprawdę... - zająknął się Ross.
- Riker tak?- Rik kiwnął głową. - Chłopak Vanki? - Riker znów przytaknął. - Najpierw grabie przetestujemy na tobie!
Chłopcy momentalnie zwiali do domu. Laura i Van tylko wzruszyły ramionami.
- Nie myślcie, że tak łatwo się wywiniecie! - ostrzegł je ojciec. - Laura miałaś zerwać z tym Ćwokiem... A ty Vanka? Zawiodłem się na tobie... Jak mogłaś związać się z kimś takim? Przecież to Lynch! Zapomniałaś co było pół roku temu?
- Nie tato nikt z nas nie zapomniał! - wybuchła Laura. Ojciec spojrzał na nią oszołomiony.
- Laurunia... - zaczął.
- Proszę posłuchaj mnie, bo drugim razem nie dam rady... Znam Ross'a od 4 lat. Jesteśmy razem od pół roku... Kocham go i nie zerwę z nim, choćbyś to mnie groził tymi grabiami... Ross jest czuły, inteligentny, zabawny, może trochę mu zajmie zanim coś zrozumie, ale to tak jak każdy facet.... Nie o to chodzi. Ja po prostu go kocham! I wiem, że Van tak samo mocno kocha Rik'a. A ten test był Mariki... Ale ty i tak nie chcesz w to uwierzyć. To już twój problem. Przestań wydawać kasę na grabie, bo jeśli będzie trzeba to zasłonie Ross'a własnym ciałem... Idę na górę. Jestem śpiąca. - powiedziała i pobiegła do pokoju.
- Może ona ma racje...- zaczęła pani Marano.
- Ona ma racje! - potwierdziła Vanessa i też pobiegła do siebie.
- One są zaślepione... - powiedział Władca Grabi. - Nie dam tym Lynch'om zranić moich małych dziewczynek.
- Ale...
- Żadne ale... Skończyłem już.

♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥

- O kurde! Ledwo się udało... -zasapany Rik dotarł do domu wraz z Ross'em.
- Delly jesteś? - krzyknął na cały dom Ross.
- Jestem... - usłyszeli łagodny głos Delly. Był taki jakby... Słaby.. Blondasek pobiegł do góry. Zobaczył siostrę siedzącą na schodach.
- EJ Delly... Co jest? - spytał zatroskany.
- Rocky... Ellington... Zdzira Marie... - wyszeptała i znów pociekły jej łzy. Pobiegła do pokoju i wtuliła się w poduszkę.
- Rik. Idziemy do Ell'a.
- Czemu?
- Bo Delly tak mówi. - oboje poszli w odwiedziny do przyjaciela. Drzwi otworzył im sam Ell.
- Siema. Co z Rydel?
- Ty nam to powiedz. - wycedził Rik. - Coś się stało?
Ellington dokładnie opowiedział im całą historię. Słuchali jej z otwartymi ustami.
- A to dopiero głupek! - krzyknął Ross. - Co za....
- To jej wina. To ona go omamiła. Marie.
- To pora na małą wycieczkę... - zapowiedział Rik. Tym razem we trójkę postanowili poszukać domu Zdziry Marie. Rocky wspominał, że mieszka na Grey Street. Nie było wielkiego problemu z odnalezieniem jej domu, no może z tym wyjątkiem, że pukając do drzwi jednej z sąsiadek zostali poszczuci trzema psami. W końcu znaleźli dom Marie. Otworzyła jej matka.
- Dzień dobry! - wykrzyknęli wszyscy troje.
- Czego chcecie? - zapytała niezbyt miło matka Marie.
- Szukamy Zdzi.. Marie... I Rocky'ego. Są?
- Wyjechali do ojca Marie. Dosłownie przed chwilą. Wrócą za tydzień. - powiedziała i zatrzasnęła drzwi.
- Ma charakterek.. - stwierdził Rik.
- Tydzień?! Tydzień?! Przecież Delly nie wytrzyma.. - wykrzyknął Ell.
- Będzie musiała..  A teraz trzeba jej o tym powiedzieć. Chodźcie. - w ciszy udali się do posiadłości Lynch'ów.
- Delly... - zaczął łagodnie Ross. Blondynka siedziała w kuchni i piła kakałko ( z mlekiem Alu ;) ).
- Bo ten tego Delly no... Ell chce ci coś powiedzieć... - zająknął się Rik.
- Ale Delly nie ma zamiaru słuchać kogoś takiego jak on.. - odparła i wzięła kakałko z zamiarem pójścia na górę.
- Delly... - brunet zatrzymał ją. - Wiem, że to głupie i banalne, że trudno w to uwierzyć, ale ja na prawdę... Kiedy ona przyszła i się na mnie rzuciła, byłem tak oszołomiony, że nie wiedziałem co się dzieje. Nie chciałem tego. Dopiero kiedy przyszłaś i ją zabrałaś dotarło do mnie co się właśnie stało. Rydel. Przepraszam jeśli cie zraniłem. Proszę wybacz. Nigdy nie chciałem, żebyś przeze mnie cierpiała... - blondynka słuchała tego ze łzami w oczach. Przytuliła się do Ratliffa wylewając na niego część kakałka. Na szczęście nie było gorące.
- Rocky wróci...  Możesz być tego pewna... - tymczasem Antylopa i Blondasek wycofały się. I znów to samo Rydel i Ell patrzyli sobie głęboko w oczy.
- Kakałka? - zapytała Delly. On tylko się uśmiechnął i wziął łyka.

♪♪♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥

-Tak. Tak. Dziękuję bardzo. Do widzenia. - tata Marano właśnie skończył rozmawiać przez telefon. Laura zeszła na dół po coś do picia.
- Z kim rozmawiałeś?
- Z policją.
- Co tym razem? Ross zostawił bokserki na trawniku?
- Nie wymądrzaj się tak. Lynch'owie zakłócali porządek.
-Co?! - wykrzyknęła zdziwiona brunetka.
- Gdy kosiłem trawę słyszałem straszne krzyki i wyzwiska. Zadzowniłem na policje. Udało mi się dodzwonić po pół godziny..
- Cholera że co zrobiłeś?
- Młoda damo nie wyrażaj się tak! Co to do cholery za słownictwo? Od Lynch'a tak??
- To akurat twoje ulubione słowo! - krzyknęła i wyszła trzaskając drzwiami. Pobiegła do domu przyjaciół.
- Siemanko Łosie zła wiadomość! - wykrzyknęła wbiegając do kuchni.
- Co jest? - spytał Ell, odrywając się od Delly.
- Ok... Policja zaraz tu będzie.
- Co? - przyszedł Ross.
- Mój tata.. - odpowiedziała zawstydzona brunetka. Zadzwonił dzwonek. Ell poszedł otworzyć. W drzwiach stał policjant trzymając Rik'a za koszulę.
- Co się dzieje? Ja już nic nie rozumiem. - powiedział zrezygnowany i wpuścił funkcjonariusza do środka.


sobota, 15 listopada 2014

ROZDZIAŁ X

> I nie będziesz się oglądał,
 nie będziesz żałował...<
-I to jakie postępy!- dodała szczęśliwa Delly.
-Dobra Lau... Trzeba się zbierać. Musimy jeszcze posprzątać przed przyjazdem rodziców. Okna cię wzywają!
-Tiaa miło, że przypomniałaś.- mruknęła Laura. Dziewczyny pożegnały się i wyszły.

♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥
Następny dzień
♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥

Rydel wstała dziś o 9:17. Zeszła na dół, by zrobić śniadanie dla stada małp. Po chwili dołączył do niej szczęśliwy Rocky.
-Siemka siostra!
-Hej Odkurzaczu! A co ty taki radosny?
-Ona jest cudowna...
-Aa ta tajemnicza zielonooka piękność tak?
-Kocham ją!!
-Cudoownie. A czy ona o tym wie? Jesteście już razem?
-No tak. Ona pierwsza mi to wyznała i zaproponowała, żebyśmy byli razem..
-Aha.. Nie ma to jak po męsku przejąć inicjatywę...
-Sie wie!- odparł nadal szczęśliwy brunet.- Wiesz, przyjdzie tu o 10. Chce was poznać.
-Kto kogo pozna?- zapytał Rik, wchodząc do kuchni.- Ross szczotkę do kibla? I będą na zawsze razem. Awww jak słodko...
-Nie i nie i fuuuu!- odrzekła Rydel.- Za 20 minut przyjdzie dziewczyna Rocky'ego. Z łaski swojej zachowujcie się jakoś.
-Co jakoś?- w tej chwili przyszedł Ross.
-Takoś!- krzyknęła blondynka.- Biada jak któryś mi siary narobi! Przez rok będzie kibel szorował szczoteczką do zębów! Zrozumiano?
-Ehe..- odpowiedzieli dwaj blondyni.
Nagle zadzwonił dzwonek. Rocky poszedł, nie nie poszedł, poleciał otworzyć.
-Hej piękna!- przywitał się i ucałował dziewczynę. Był to zielonooki rudzielec o miłym, trochę nieśmiałym uśmiechu.
-Hej jestem Rydel.- przywitała się Delly.
-Ja, cud natury, jakże skromnej osobowości, przyćmiewający urodą wszystkich innych, Riker.- zatytułował się Rik.
-W skrócie Antylopa.- sprostował Ross.- Jestem Ross.
-Miło mi was poznać. Jestem Marie.- w tej chwili otworzyły się drzwi. Wpadł przez nie Ellington.
-O hej!- przywitał się.- Jestem Ell. A ty dziewczyna Rocky'ego tak?
-T-tttt-aaa-kk...- odpowiedziała jąkając się. Rydel wydawało się, że dziewczyna jest nim zauroczona.
-Chodźmy do mnie..- Rocky pociągnął dziewczynę za sobą.
-Hmmm... Wydaje się miła...- zaczął Rik.
-No nie wiem...- mruknęła Delly.- Ell kawy?
-Jasne.- odparł brunet i razem z Rydel poszedł do kuchni.
-Idę do Laury!- poinformował wszystkich Ross.
-A ja do Van!- dołączył Rik. Oboje wyszli.
-Co robimy?- zapytała Delly Ell'a.
-Przyniosłem ze sobą ten film od mojej kuzynki. "Zostań jeśli kochasz" tak?
-Ooo super. Kochany jesteś!
-No wiem... -poszli do pokoju Ryd obejrzeć film.

♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪

Riker i Ross wtargnęli do domu sióstr Marano.
-Hej piękna jestem! -zawołali równocześnie.
-Soczek dla mnie Antylopo!
-A spadaj...
-Ej Krasnale pomoglibyście!- zawołała Laura.
-Dla ciebie wszystko skarbie!- odparł blondasek.- To co zostało do roboty?
-Kurze w salonie i toaleta na górze.
-To Blondas chce się poznać z kibel-ssawką, a ja zetre kurze.- szybko powiedział Rik i poszedł do salonu.
-Zabije...- wysyczał Ross. W tej chwili doszła do niego Lau.- Mówiłeś  coś Blondasku?
-Ide powitać kibel ssawkę...- wycedził i poszedł na górę. Porządki trwały jeszcze przez dwie godziny. W końcu cala czwórka była tak zmęczona, że wszyscy padli trupem na kanapę.
-Spać!-krzyknęła Van.
-Zgoda...- odpowiedzieli wszyscy i już po chwili chrapali tak,że cały dom się trząsł.

♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥

- Muszę do łazienki.. Zatrzymaj to zaraz wrócę... - poprosiła Delly. Brunet zatrzymał film. A Delly wyszła. Blondynka wyszła i wszedł rodzielec.
- Hej Ell!- przywitała się śmiało i zamknęła za sobą drzwi.
-Yyy cześć..- odpowiedział nieco zdziwiony brunet.- Zgubiłaś się?
-Nie.. Znalazłam to czego szukałam...- powiedziała i zaczęła się do niego zbliżać. Usiadła obok Ellington'a. Po chwili rzuciła się na niego. Całowała go namiętni rozrywając jego koszule. W tej chwili weszła Rydel. Gdy zobaczyła ich razem zmiękły  jej kolana. Momentalnie podeszła do nich  pociągnęła Marie za jej rude kudły i wyciągnęła z pokoju.
-Puść idiotko to boli!
-Ty [  CENZURA ] -krzyczała Delly.- Szmato! Wypierdalaj stąd i nie waz się więcej do niego zbliżać, bo ci ten krzywy ryj jeszcze bardziej skrzywie!- do Rydel dołączył Rocky.
-Ej! Co tu się dzieje? Delly zostaw ją!! Chcesz ją zabić?- Rocky pomógł wstać Marie, która wtuliła się w niego.
-Taka szmata nie zasługuje na nic lepszego!
-Twoja siostra jest chora!- skarżyła się  Marie skutecznie wymuszając łzy.- Ona naprawdę chciała mnie zabić. Najpierw ten jej chłopak Ellington chciał mnie zgwałcić... A teraz ona...
-Ellington co??- z pokoju wyszedł Ell w porwanej koszuli.- Ty ciemna maso rzuciłaś się na mnie!
-Miej honor i się przyznaj!- krzyczała Ryd.
-Skończcie drzeć mordy!- zawołał Rocky.- Marie skarbie... Powiedz jak to było.
-Szukałam łazienki, pomyliłam się i weszłam do pokoju Rydel. Ell zauważył mnie wciągnął za rękę i zaczął rozrywać ubranie. Potem wtargnęła Rydel i wyszarpała mnie za niewinność!!
-Jak ona jest niewinna to Rik jest primabaleriną!- wykłócała się Ryd.
-Marie?- zapytał Rocky. W jego głosie czuć było lekkie drżenie.
-Rocky. Posłuchaj mnie uważnie. W chwili, gdy po raz pierwszy cię zobaczyłam, od razu cię pokochałam. Wiedziałam, że będziemy razem. Jesteś sensem mojego życia, moim tlenem, potrzebuje cię jak ryba wody, jak ptak wolności! Pójdę z tobą wszędzie, gdzie tylko będziesz chciał. Kocham cię i nigdy cię nie opuszczę, nawet jeżeli pragnąłbyś tego. Chcę być twoim Aniołem Stróżem zawsze i na zawsze... Jeśli mnie kochasz spakujesz swoje rzeczy i zamieszkasz u mnie. Wyjdziesz ze mną nie oglądając się za siebie i niczego nie żałując...- ruda skończyła swój monolog.
-Ide się spakować...- odpowiedział Rocky i poszedł do pokoju. Rydel poszła za nim.
-Rocky ta suka kłamie! Nie wierz jej!
-Rydel skończ! Wierze jej. Ona mnie kocha... Ja ją kocham, a ty wiedz, że nie jesteś już moją siostrą. Nie będzie już R5 będzie R4... Żegnaj...- brunet wziął torbę i wyszedł. Ujął Zdzirę za rękę i wyszedł. Nie oglądał się za siebie...
-Rocky...- szepnęła Ryd przez łzy.- Rocky wróć... Proszę... Wróć...- blondynka oparła się o ścianę i tylko płakała. Po chwili przyszedł do nie Ell.
-Delly...-zaczął.
-Wyjdź.- powiedziała stanowczo.
-Ale...
-Wyjdź Ellington!- rozkazała.- Chcę być sama...

Wielbię was kochani!! Dziękuję  za to 1000 wyświetleń! :* I dziękuję również mojej kochanej Ali W za to, że wypromowała mojego bloga, za to że pomagała, doradzała. I dziękuję też za Wasze motywujące komentarze Skarby Wy Moje!! 
Przepraszam że tak późno, ale dopiero odzyskałam prąd..:**

środa, 12 listopada 2014

ROZDZIAŁ IX

>Było Misiek, a nie zmutowany Łoś bez Poroża<

-Hmmm... Może..- zaczęła brunetka.

-No co?
-Niee to głupie..
-Ale powiedz!- nalegał Ross.
-Zagraj mi coś..- Blondasek wybuchł śmiechem.
-No czego rżysz gałganie jeden?!- oburzyła się Lau.
-Myślałem, że zmierzasz do czegoś innego..
-Ej! Powstrzymaj te swoje zboczone myśli!
-Przepraszam .- Ross pocałował Lau i chwycił  gitarę. Oboje usadowili się na łóżku. Blondasek zaczął grać. Nagle zadzwonił telefon Laury.
-Hej mamo! Co tam słychać??- dziewczyna uśmiechnęła się do telefonu.  Ross skorzystał z okazji i zaczął całować brunetke po szyi co powodowało jej śmiech..- Przestań kretynie.. Co? Nie! Nic nie mówiłam mamo... Jaka niespodzianka?- w tym momencie Laura dała Ross'owi z liścia.
-Ałć!- syknął blondyn i zaczął rozmasowywać zaczerwieniony policzek.
-Co?!- wykrzyknęła Laura.- Ale jak to? Nie no, jasne że się cieszę... To kiedy? AA po jutrze ? No.. Tak.. Oczywiście. Do zobaczenia. Też cię kocham! Paa...
-Foch!- oburzył się Ross.
-A w dupie to mam!- odparła Lau, po czym wybiegła z pokoju i zaczęła szukać Van.- Van! Van!- krzyczała jak opętana. Wtargnęła do pokoju Rik'a. Zastała nową parkę przytulającą się na łóżku.
-Antylopo oddaj mi na chwilę siostrę.- poprosiła Lau. Rik spojrzał na nią zdezorientowany.
-Ja antylopa?!
-Masz długie nogi przez które się przewracasz.. Co się dziwisz?
-Jakoś wczesniej nie byłem antylopą..
-Teraz chodzisz z moją siostrą, a ponieważ nie mamy brata wychodzi na to że muszę być dla ciebie wredna..- wyjaśniła Laura.
-Dobra Misiek...- zaczęła Van.- Poświęce jej 2 minuty..
-Misiek...- powiedziała ironicznie Lau. W tej samej chwili dołączył do niej Ross.
-Wołałaś skarbie?- zatrzepotał rzęsami
-Było "Misiek", a nie "Zmutowany Łoś bez Poroża".- uśmiechnął się sarkastycznie Rik.
-Te Misiek! A chcesz w łeb?- zapytał Blondasek.
-Koniec Krasnale!- uspokoiła ich Lau.- Rodzice przyjeżdżają..
-Co?!- Van wytrzeszczyła na nią oczy.
-O nie..- Jęknął Ross.-Twoja matka znowu będzie próbowała przebrać mnie za wieśniaka i wysłać na farmę wujka Steve'a jako świniopasa?
-Być może teraz rzuci się na Rik'a..- pocieszyła go Laura.
-Tylko czemu wasza matka tak bardzo nie lubi naszej rodziny??
-Może dlatego, że pół roku temu znalazła w śmietniku test ciążowy, tuż po tym jak cię przedstawiłam rodzinie..
-Ale ten test był twojej kuzynki.. Przecież my nawet nie...
-Dobra mniejsza.. Ważne, że mama nadal nam nie wierzy i utrzymuje, że to był mój test..
-To co robimy?- zapytała Van.
-Narada!!!- wykrzyknął na cały dom Rik.
-Dziób Antylopo!- rozkazał Ross. Cała czwórka zeszła na dół. Wszyscy szli na palcach. Zastali Ell'a i Ryd na kanapie. Oglądali zdjęcia.
-A pamiętasz to?- zaśmiała się Rydel.
-Jak mógłbym nie pamiętać? Wtedy włożyłaś mi palec do nosa, mówiąc, że szukasz skarbu.. To było mega dziwne..- odpowiedział jej Ell. Oboje zamilkli. Patrzyli sobie w oczy. Zaczęli się do siebie zbliżać. Byli już na tyle blisko, że stykali się nosami. I wtedy wpadł Rocky. Ell i Rydel odskoczyli od siebie.
-I jak wyglądam?- zawołał. Miał na sobie granatowe jeansy, błękitną koszule i marynarkę z o wiele za długimi rękawami.
-Jak odkurzacz z Teletubisiów..- syknęła Delly.
-Udusze..- wysyczała Van. Nie było sensu się już ukrywać. Wszyscy wygodnie rozsiedli się przed telewizorem. Wszyscy oprócz Rocky'ego, który poleciał się przebrać.
 Po chwili wrócił.
-A teraz?- zapytał z nadzieją w głosie. Zamiast koszuli i marynarki miał na sobie jasno brązowy sweter z łatami na łokciach.
-Hmm..-zaczął Ell.- Kogoś mi przypominasz.. Ah.. No tak! Toż to Duduś Wesołek. Brakuje tylko ogonka.
-Spieprzaj!- wycedził oburzony Rocky.
-Rocky. Ubierz tę czerwoną koszule. I czarne jeansy. I tak możesz iść.- poradziła Delly. Brat posłuchał. Wrócił w takim zestawie.
-To ja lecę! Dzięki Delly!
-Spoko..- uśmiechnęła się blondynka.- Eee chwila! Rocky wróć! Gdzie idziesz? Do kogo idziesz? Po co tam idziesz? Z kim będziesz? Co będziecie robić? Czy będzie ktoś dorosły? Co będzie do picia? O której wrócisz? Czym wrócisz?
-A więc tak. Idę na Grey Street. Do Marie. Pogadać.. Będziemy tylko we dwójkę. Nie wiem..
-Całować się..- wtrącił Rik.
-Jakbyś nie zauważyła ja sam jestem dorosły + będzie jej babcia. Cola. 12:00. Taxi... Mogę juz iść?
-Powodzenia..- Delly mrugnęła do brata, który wyfrunął  z pokoju.- Nasz Rocky nam dorasta..
-Rodzice przyjeżdżają...- wyjąkała Van.
-Ooo Ross jeśli chcesz mogę ci pożyczyć mój słomiany kapelusz.- powiedział Ell. Blondyn rzucił w jego stronę zabójcze spojrzenie.
-Ej, trochę powagi...- poprosiła Laura.- Rodzice nie mogą się dowiedzieć, że Van jest z Rik'iem.
-Czemu?- spytał Rik.
-Nie pamiętasz sytuacji z Ross'em? Po incydencie ze śmietnikiem tata zaczął gonić Blondaska, grożąc mu grabiami i krzycząc, że noga żadnego Lynch'a już więcej w naszym domu nie postanie. Chyba że szanowany PAN o nazwisku Lynch chce mieć grabie w 4 literach..
-Ah.. No tak... To co robimy? A na ile w ogóle przyjeżdżają??
-Nie chcesz wiedzieć... 2 miesiące.
-CO??- wszyscy spoglądali na Laurę.
-No co się tak gapicie?
-O nie... Serio? Dwa miesiące włażenia i wyłażenia przez okno?- jęknął Ross.
-Albo farma wujka Steve'a.- przypomniała Delly.
-Dzięki siostra!
-Trzeba ustalić listę zakazów.- zaczęła Van.
-Już się boję...- szepnął Rik.
-I dobrze!- uśmiechnęła się do niego Ness.- Czyli tak. 1. Zero dzwonienia na telefon stacjonarny. 2. Lau ty i ja pilnujemy  swoich komórek. 3. Do nas do domu może przychodzić tylko Rydel. 4. Rik i Ross 2 miesiące drabina i okna. 5. Do Ell'a zastrzeżeń nie ma, bo rodzice bardzo go lubią.
-Nie pomijając faktu, że wasza mama chciała zeswatać ciebie i Ratliffa...- wtrącił Ross.
-Morda Blondasie!- wrzasnęła Van.- 5. Najlepiej żeby blondyni o nazwisku Lynch nie pokazywali się naszym rodzicom na oczy. To tyle. Jakieś pytania?
-Kiedy przyjeżdżają?- spytał Ell.
-Pojutrze..
-Dobra.. Miło było, ale ja już się będę zbierał...
-Co? Tak szybko?- zapytała Delly.
-Obiecałem pomóc mamie w sprzątaniu. To cześć. Pa Delly...- brunet przytulił nieco zaskoczona blondynkę i wyszedł. Rydel dalej siedziała jak skamielina.
-Czy on??- odezwała się w końcu.
-Tak!- uśmiechnęła się Van. Nagle wszystkie 3 dziewczyny zaczęły wrzeszczeć i skakać wokół stołu.
-Eeee Antylopo... Chyba pora się wymeldować.- poradził Ross. Rik kiwnął głową i obaj poszli na górę.
-EJ chwilunia...- przerwała Lau.- W naszym planie przytulanie było dopiero w punkcie 17...
-Kit w to. Robicie duże postępy..

Na szczęście był przypływ pomysłu xD  Tylko pytanie czy fajnego pomysłu..

sobota, 8 listopada 2014

ROZDZIAŁ VIII

>Obaj wpadliście do kibelka?<

-Nie... Nie!- stanowczo sprzeciwił się Ell.- Żadnej karetki!
-Ale przecież lekarz musi zobaczyć twoje rany. .- odparła Rydel.
-Nie..  Nie trzeba.- brunet leciutko się uśmiechnął.- Delly proszę..- blondynka kiwnęła głową i odwzajemniała uśmiech.
 Rocky i Ross pomogli przejść Ell'owi do salonu.
-Riker! Przestań obżerać się lodami i przynieś miskę z letnią wodą, ręcznik i kostki lodu!- wrzasnęła Rydel.
-Mhmm..- po chwili Rik zjawił się w salonie.
-O cholera...- zaczął.- Jechała cysterna z ketchupem?
-Zamknij się i dawaj to!- wrzasnęła blondynka.
-Spoko..- odparł Rik.- Ty też masz okres?
-Módl się, żebyś ty nie miał!
-Czyli jednak..- Rydel otarła podbródek Ell'a. Na szczęście wszystkie zęby były na swoim miejscu.
-Van?- zagadnął Rik.
-Co?
-Pozwól do kuchni. Mam sprawę..- oczy wszystkich były wpatrzone w Ness, która powoli zaczęła iść w stronę kuchni. Zatrzymała się dopiero przy stole. Odwróciła  się do Rik'a opierając się o stół.
-To o c...- dziewczyna nie dokończyła. Poczuła na swoich ustach miękkie, ciepłe wargi Riker'a. Nie dawały jabłkiem.. No może trochę. Po jej ciele rozlała się fala gorąca.. Było jej tak błogo i spokojnie.. Czuła się bezpiecznie, tak jak nigdy w życiu. Nie broniła się, nie wyrywała. Riker objął ją w tali. Ona położyła swoje ręce na jego szyi. Po tym pierwszym, namiętnym pocałunku były inne, porywcze.. W końcu oderwali się od siebie.
-To obietnica spełniona..- powiedziała cichutko dziewczyna.
-A spełnisz moja prośbę?
-Zależy jaką..
-Pocałuj mnie...- Ness spełniła prośbę.
-Czekaj..- przerwał jej Rik.
-O co chodzi?
-Ross, Rocky..
-Co Ross i Rocky?
-Ross i Rocky mają wpierdziel!- krzyknął po czym wybiegł z kuchni goniąc swoich braci.- Już ja wam dam! Nie wiecie, że nie ładnie podsłuchiwać?? -Tymczasem Ness wróciła do salonu. Wszyscy patrzyli na nią jak na wariatkę.
-No co?- zapytała.
-A Ness się zakochała! A Ness się zakochała!- zaczęła Lau.
-Aleś ty spostrzegawcza..- odpowiedziała siostra. Nagle usłyszeli plusk wody? Taa zdecydowanie duuży plusk...
-Co wy tam wyprawiacie krasnale?- wrzasnęła Delly. Nikt nie odpowiedział. Do domu wtargnął Ross, a za nim Rocky. Obaj cali mokrzy.
-Hmm niech zgadnę...- zaczął Ell.- Obaj wpadliście do kibelka?
-Taaaa- mruknął Rocky.- Rik nam pomógł... Ide się przebrać.
-Czekaj ja też idę!- zawołał za nim Ross.Bracia pobiegli na górę. Po dwóch minutach przyszedł uśmiechnięty Riker.
-Trzeba zdezynfekować basen.- powiedział jeszcze bardziej szczerząc zęby.- Zalęgło się w nim jakieś robactwo... Strasznie owłosione..
-Ahaa... właśnie poszło na górę...- odpowiedziała Van.
-To na czym skończyliśmy Ness?
-Ej! Przestańcie się miętosić i przynieście ktoś szklankę wody dla Ell'a!- zażądała Delly. Rik podreptał do kuchni i po chwili wrócił z wodą. Przyszli też Ross i Rocky. Zapadła niezręczna cisza. Lau wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z Van.
-Blondasku chodź na górę. Pogadamy..- zaczęła brunetka. Raura poszła na górę. Ross zamknął drzwi i wpił się w usta Laury.
-Ej skarbuś zwolnij! Oddychać nie można..- sprzeciwiła się Lau.
-Trudno się mówi...- uśmiechnął się Ross.- To..  Co robimy?

I tu klamka zapadła.. Nie mam żadnych pomysłów co będzie dalej.. Macie może jakąś koncepcje czy coś? Chętnie posłucham ;) a tak serio to wątpiłam, że zdąże z rozdziałem na czas. A jednak. Wieczorny przypływ pomysłu. Miejmy nadzieje że we wtorek też się zjawi..

poniedziałek, 3 listopada 2014

ROZDZIAŁ VII

>Co mu zrobiłeś ty popierdoleńcu?!<

-Wy macie za zadanie ściągnąć tu Ratliffa w odpowiednim momencie. Tak żeby słyszał odpowiedni urywek tej "rozmowy". Jasne?- zapytała Lau.
-Tak.. - mruknął Ross.-To takie trudne, że na pewno się nie połapiemy.. Czujesz ironię piękna? Jestem głodny..
-Tak, tak wiemy..- odpowiedziała Rydel.- Idziesz jeść kanapkę.- Ross uśmiechnął się i wyszedł.
-No więc...- powiedział Riker.- Van, kiedy wywiążesz się ze swojej części umowy??
-Za lat 500 100 900! Wypierdalaj z pokoju, póki jeszcze cie przez balkon nie wywaliłam!- wrzasneła dziewczyna. Riker w pośpiechu wyszedł z pokoju. Szepnął tylko przez drzwi.
-Czyli jak ja się wywiąże tak?? Dobra dzięki!- odszedł szczęśliwy.

♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥
Dzień później
♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥

-Rydel wstawaj!- krzyczała Van.
-Hmmm cooooo?- zapytała zaspana blondynka.
-Jajco wiesz? Wstawaj leniu jest 8:00. Musimy cię odpowiednio przygotować, chłopaki przyprowadzą Ell'a o 11:00.
-O matko!- krzyknęła Delly.-Mało czasu. Już wstaje..- blondynka wstała i pobiegła się ubrać. Po chwili była gotowa. Wróciła do pokoju.
-Dobra, wsuwaj śniadanie.- rozkazała Laura.-Musimy wszystko przećwiczyć.

♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪
Godzina 10:54 w domu Lynch'ów wielkie zamieszanie.
♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪♥♪

-Rocky!- krzyczała Laura.- Nie obchodzi mnie gdzie wtedy będziesz! Schowaj się w piwnicy, w szafie, zamknij w pokoju, podtop się w kiblu! Po prostu nie wydawaj z siebie żadnych odgłosów!!- brunetka wydzierała się na całe gardło.
-Ok..- odparł spokojnie brunet.- Emm... Ross! Ogarnij swoją dziewczynę! Okres chyba ma..- widząc spojrzenie Lau, pobiegł zakluczyć się w łazience.
-Już się przyzwyczaiłem..- odparł Ross.
-Wszyscy się zamknąć!- krzyknęła znów Laura.- Blondasie  otwierasz Ell'owi drzwi, Rik kuchnia! Przyrządzasz deser, Delly kanapa! Van siadasz obok niej. Ja biorę fotel. A biada jak ktoś mi coś spierdzieli to nie daruje!- nikt nie śmiał się już odezwać. Zabrzmiał dzwonek. Ross pobiegł otworzyć.
-Siemka!- przywitał się Blondasek.
-Hej.
-Wchodź.
-Ale nie rozumiesz Delly? On nie jest ciebie wart!- usłyszeli głos Laury
-Ale ja go kocham...
-Nick wyjeżdża. Podjął taką decyzję. I nic tego nie zmieni..
-Delly! Wokół jest mnóstwo świetnych facetów.. Zobaczysz że znajdziesz sobie kogoś, kto na ciebie zasługuje...- dołączyła Van.
-Idę do siebie.- powiedziała blondynka.
-Cześć Delly!- przywitał się Ell.
-Hej..- Rydel uśmiechnęła się leciutko i pobiegła na górę.
-Van idziemy.- rozkazała Laura.- Ooo cześć Ellington! Słuchaj, może ty idź porozmawiaj z Delly. Ona nikogo nie chce słuchać...
-I niby mnie miałaby posłuchać? Ej, sekundę! Ale niby o czym mam z nią porozmawiać?
-O tym, że ten Nick to kompletny idiota, który nie jest jej wart i jutro wyjeżdża!
-Ej, Ross!- wykrzyknął Ell.
-Co?
-On skrzywdził twoją siostrę! Idziemy dać mu w mordę czy nie?
-No cóż...
-To chodź!
-Co? Nie stójcie!- krzyknęła za nimi Lau. Za późno brunet pociągnął za sobą Ross'a i migiem znaleźli się w domu Nick'a. (Nick to sąsiad Lynch'ów)
-Nick!!!- Ell zaczął wołać od progu. Zdenerwowane Marano dobiegły do chłopaków.
-Ellington..- zaczęła zadyszana Laura.
-Ty... Nie rób tego...- dokończyła za nią równie zmachana Van.
-Nie...- odpowiedział Ell z uśmiechem.- Ross to zrobi. Ja tylko z przyjemnością popatrzę. Ewentualnie mu powinszuję.
-Ale...- w tej chwili drzwi otworzył Nick.
-Cześć... Co tam u was?- zapytał.
-Ross... Czyń honory proszsz..- poprosił Ell.
-Nie mogę..- odpowiedział blondyn.
-Ale ja mogę.- Ratliff miał zamiar uderzyć Nick'a w nos. Szczerze mówiąc to był błąd. Nick od 14 roku życia trenował karate. Może i nie wyglądał na mięśniaka, ale był zwinny, szybki. Momentalnie chwycił rękę Ratliff'a i ją wykręcił. Brunet wrzasnął. Próbował kopnąć Nick'a, ale ten obezwładnił go waląc pięścią w szczękę.
-Co to za krzyki?!- z domu wybiegła Rydel. Widząc krew natychmiast podbiegła  do pozostałych.
-Ell?- popatrzyła na zakrwawionego bruneta. Potem na Ross'a. Blondasek wskazał palcem na Nick'a.
-Ty pierdolony idioto!- krzyknęła.- Co ty mu zrobiłeś popierdoleńcu??- rzuciła się z pięściami na Nick'a. Ross ją odciągnął.
-Szajbusy..opowiedział Nick i wrócił do domu, zamykając za sobą drzwi.
-Ketchup!- zawołał Rocky, który przed sekunda dołączył do rodziny.
-Ugh! A miałam nadzieje, że jednak podtopił się w tym kiblu..- wymamrotała Laura.
-Koniec zabawy. Dzwońcie po karetkę!- rozkazał Ross.

Nie zabijajcie mnie! Tak tak wiem.. Mówiłam, że rozdziały będą we wtorki i soboty. Ale tak se teraz skalkulowałam i doszłam do wniosku, że we wtorki kończe lekcje o 16:10 w domu jestem ok.17:00, obiad, lekcje, ogarnięcie się itp. Także przepraszam bardzo za to moje niezdecydowanie, ale rozdziały będą w środy i soboty.  A ten wyjątek jest w poniedziałek, bo obiecałam na jutro, jutro pewnie nie bede miała czasu nawet wejść na kompa więc ten..A ty kochana ALU bez patelni i toporka! I do soboty. ( potraktujcie dzisiejszy poniedziałek jako środę..)