wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 27

"Bałwanie! Gargamelu! Sauronie! "

Delly i Ell byli w drodze na lotnisko.
- Słuchaj! Ja lecę pilnować Rocky'ego, a ty zostajesz tu i masz oko na nasze słodkie parki ok? - dopytywała się Rydel po raz setny.
- A nie możesz po prostu zostać ze mną? Rocky nie ma 5 lat... - jęczał brunet.
- Po tym co zrobił z Marie nie chce ryzykować.. - blondynka gwałtownie wcisnęła hamulec, stając na czerwonym świetle.
- Może lepiej ja popro...
- Nie! Nie denerwuj mnie! Zraz będziemy na miejscu...
- Ale z drugiej strony to Van i Rik są tutaj, więc po co... A nie.. Nieważne..
- No co?
- Nic.. - brunet szybko odwrócił głowę. Delly westchnęła i ruszyła dalej.
Po 15 minutach dotarli na lotnisko.
- Do zobaczenia w domu.. - Rydel czule pocałowała Elingtona.
- Jesteś pewna, że chcesz lecieć?
- Tak! Muszę już iść. Kocham cię! - blondynka pobiegła w swoja stronę, posyłając ukochanemu ostatni uśmiech.
- Kocham cię... - wymamrotał Ell, po czym wolno obrócił się i podążył w stronę wyjścia. Gdy przechodził na drugą stronę ulicy cudem uniknął śmierci pod kołami taksówki. Wściekły kierowca wyszedł i zaczął przeklinać chłopaka na wszystkie możliwe sposoby. Ellington z nieobecną miną wpatrywał się w gościa. Nagle jego wzrok się ożywił.
- ...idioto! Jesteś... - kierowca nie zamierzał tak szybko kończyć swojego wykładu.
- Ty idioto! Ty debilu! Bałwanie! Gargamelu! Sauronie! Baranie! Własnymi rękami cię uduszę!!! - zaczął się wydzierać Ell.
- Co? - taksówkarz spojrzał zdziwiony na bruneta.
- Oj.. nie ty.. - machnął na niego ręką i podszedł do Rocky'ego z mordem w oczach. - Ty...
- Tak.. - mruknął Rocky. - Ciebie też miło zobaczyć...
- Ty... - Ell chwycił Rocky'ego za koszule. - Ona. Tam. Jechała. Do. Ciebie. A ty. TU!!!! Idioto!!! - Vicky wyszła z taksówki i próbowała rozdzielić chłopaków.
- Ell! Puść go!
- Spokojnie skarbie... - uspokoił ją Rocky. - A co do ciebie... - wskazał na swojego oprawcę. - Chciałem lecieć do domu już wczoraj i pisałem o tym z Vicky. Rano jeszcze raz prosiłem Delly, ale ona się nie zgodziła, więc trudno. Gdy przyjechałem na lotnisko Vicky już na mnie czekała. To się nazywa niespodzianka.. - Ellington nie wypuszczał koszuli bruneta z ręki. Miał kamienny wyraz twarzy.
- Em.. Ellington? - zapytała cicho Victoria. - Czy coś się stało? - dziewczyna położyła mu rękę na ramieniu.
- Pani wybaczy.. - powiedział Ell i delikatnie strząsnął rękę blondynki. Po czym dał Rocky'emu z liścia. Brunet zatoczył się do tyłu, a jego dziewczyna krzyknęła.
- Za co? - wydyszał Rocky, masując policzek. Ell groźnie na niego spojrzał. - A tak.. Nieważne..
- Teraz posłuchaj.. - zaczął Ratliff. - Dasz mi swój bilet, pojedziesz do hotelu, wyjaśnisz wszystkim wszystko. Dzień w dzień będziesz chodził za Ross'em jak jego cień. Będziesz pilnował, żeby ta.. Maia... się do niego nie zbliżała. Najlepiej, żebyś zraził Blondaska do niej. Zrozumiano?!
- No dobra.... - brunet kiwnął głową. Na twarzy Ell'a zagościł szeroki uśmiech.
- Bilet proszę.. - wyciągnął rękę. Rocky wyjął z kieszeni bilet i wręczył go przyjacielowi.
- To do zobaczenia! - Ell uściskał Vicky na pożegnanie i w podskokach przebiegł na drugą stronę ulicy.
- To było dziwne.... - odezwał się kierowca, a Rocky i Vicky przypomnieli sobie o jego istnieniu. - To co? Do hotelu? - para kiwnęła głową i po pół godziny byli już w hotelu.

***

- Czyli... - podsumował Riker, siedzący na kanapie razem z Van, Rocky'm i Vicky. - Ell leci do domu do Rydel, Rydel lecia do ciebie, a ty chciałeś lecieć do Vicky, w międzyczaasie Vicky postanowiła przylecieć do ciebie? Skończyło się na tym, że ty i Victoria jesteście tu, a Ell i Delly w drodze do L.A?
 - Mniej więcej.. - kiwnęła głową Vicky.
- To co? - zapytał ożywiony Rik. - Balanga?!
- Jaka balanga?! - powstrzymała go Van. - Delly nie ma co oznacza, że ja przejmuje dowodzenie. Cisza nocna o 22:00. Zakaz wychodzenia z pokoju przed 7:00. A spróbujcie mi się nie dostosować to wam jesień średniowiecza urządzę jasne?!
- Emm mnie to też się tyczy? - zapytała Vicky.
- Oczywiście, że nie.. - uśmiechnęła się łagodnie Ness. - To się tyczy tylko tych  brykających bez sensu małpiszonów...
- Ej! - zaprotestował Rocky. - To nie fair!
- Życie ogólnie jest nie fair.. - mrugnęła do niego Vicky.
- Zapowiada się ciężkie półtorej tygodnia.. - mruknął Riker.
- Delly!! - zawołał zrozpaczony Rocky.

A więc... jakoś.. nie wiem jak... sklekotałam dla was ten rozdział. Z przykrością stwierdzam, że nie mam zielonego pojęcia kiedy następna notka. Dobra wiadomość jest taka, że niedłgo pojawi się nowy szablon z szabloniarni, której button macie powyżej (z prawej) ;) Do zobaczenia! ;*


CZYTASZ=KOMENTUJESZ ;)